Kolejne stowarzyszenie, a właściwie jego prezes i założyciel, zostało wyciągnięte przez media w związku ze zbliżającą się rozprawą przed Trybunałem Konstytucyjnym.
Chodzi o Stowarzyszenie Ogrodów Działkowych Region Ostrołęka i jego założyciela i prezesa W. Czaplickiego. W ostatnim czasie dziennik Rzeczpospolita eksponuje to stowarzyszenie i jego prezesa, jako walczących o dobro działkowców, oczywiście zagorzałych przeciwników ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych i Polskiego Związku Działkowców.
To kolejny przykład, że jedynym liczącym się kryterium doboru „autorytetów” przez niektóre media w Polsce do komentowania sprawy ogrodów działkowych, jest ich negatywny stosunek do PZD i obowiązującej ustawy. Nieważne kogo reprezentują, jak liczne środowisko, a także skąd się bierze ich chorobliwa nienawiść do Związku.
Odpowiedź jest bardzo prozaiczna – nienawiść ma podłoże czysto osobiste i oparte o zasadę „po mnie choćby potop”. To właśnie było przyczyną powołania ostrołęckiego stowarzyszenia.
Od początku sprawy upłynęło już wiele lat, bierze ona swój początek w czasach reorganizacji struktur terenowych Związku po wejściu w życie nowego podziału administracyjnego kraju, czyli w 2000 r.
17 lutego 2000 r. Krajowa Rada podjęła uchwałę o utworzeniu na terenie województwa mazowieckiego jednego okręgowego zarządu w miejsce 6 dotychczas istniejących. Kiedy Polska była podzielona na 49 województw, w każdym funkcjonował wojewódzki zarząd jako terenowa jednostka organizacyjna PZD. Wiele z wówczas istniejących wojewódzkich zarządów ledwo wiązało koniec z końcem, ze względu na małą ilość ogrodów działkowych i działkowców na terenie województwa. W wielu przypadkach taka jednostka terenowa nie była w stanie wykonywać w pełni swoich statutowych obowiązków na rzecz ogrodów i działkowców, bo zwyczajnie nie miała możliwości zatrudnienia odpowiednich pracowników. Środki, jakimi dysponowano ledwie starczały na dwa etatu kierownika biura, którym najczęściej był prezes okręgu (wcześniej wojewódzkiego zarządu) i głównego księgowego. Tak było w kilku okręgach na terenie nowego województwa mazowieckiego. Wcześniej istniały na tym terenie okręgi w Ciechanowie, Ostrołęce, Płocku, Radomiu, Siedlcach i Warszawie. Jedynie okręg w Warszawie był w pełni samowystarczalny. Decyzja o połączeniu w jeden okręg obejmujący swym zasięgiem całe województwo mazowieckie została ze zrozumieniem przyjęta w ogrodach. Jednak jej skutkiem było to, że wszystkim dotychczasowym organom 6 okręgów wygasały mandaty i nadzwyczajny zjazd wybierał już pojedynczy organ dla całego terenu, a więc w konsekwencji z dotychczasowych 6 prezesów i kierowników biur pozostawało do obsadzenia jedno stanowisko.
Z takimi konsekwencjami nie mógł się pogodzić wieloletni prezes okręgowego zarządu w Ostrołęce i kierownik biura W. Czaplicki. Nie podporządkował się decyzjom Krajowej Rady, której zresztą był członkiem i odmówił przekazania dokumentacji rozwiązanego okręgu nowo powstałemu okręgowi mazowieckiemu. Nie zaprzestał też działalności i nadal zwoływał nieistniejący okręgowy zarząd w Ostrołęce. Co więcej szacowne grono, które nie podporządkowało się decyzjom Krajowej Rady uchwaliło podwyżkę dla „swojego” prezesa, a księgowa ochoczo wypłacała pensję niezgodną z zasadami obowiązującymi w PZD. W. Czaplicki został odwołany z członka Krajowej Rady, za uniemożliwienie kontroli rozwiązanego okręgu przez najwyższy organ kontrolny PZD – Krajową Komisję Rewizyjną, pobieranie nienależnego wynagrodzenia, a także nielegalne posługiwanie się atrybutami związkowymi nieistniejącego okręgu i funkcji. Został także zwolniony z pracy ze skutkiem natychmiastowym za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych.
Te decyzje wcale nie spowodowały zmiany zachowania W. Czaplickiego. Nadal pobierał wynagrodzenie, choć już nie był zatrudniony, nadal nie przekazywał dokumentacji będącej własnością Związku, a wreszcie zorganizował wraz z grupą wiernych kolegów stowarzyszenie. O ironio zarejestrowany statut stowarzyszenia jest słowo w słowo przepisany z obowiązującego wówczas statutu PZD z modyfikacją dotyczącą nazewnictwa – stowarzyszenie i jako organ nadrzędny nad ogrodami region w Ostrołęce, którego oczywiście prezesem został W. Czaplicki. W ten sposób stał się samodzielny i samorządny. A PZD? PZD upomniało się o pobrane ze składek działkowców nienależne wynagrodzenie. Sąd uznał roszczenie PZD za zasadne, a komornik skutecznie ściągnął należność z W. Czaplickiego. Tak oto organizacja, w której pełnił wysokie funkcje – prezesa wojewódzkiego, a później okręgowego zarządu i członka Krajowej Rady PZD (był członkiem Komisji prawnej Krajowej Rady) i pracował przez wiele lat, stała się wrogiem, bo nie dopuściła do samowoli i upomniała się o nienależnie pobrane wynagrodzenie ze środków wpłacanych przez ostrołęckich działkowców. W. Czaplicki zarzuca PZD, że obraca milionami bez żadnej kontroli, co jest zresztą nieprawdą, a sam nie poddał się kontroli i brał pieniądze ze składek, choć nie miał do tego prawa. Ciekawa moralność, ale dość powszechna wśród obecnych przeciwników Związku.
Związek był dobry do czasu, kiedy korzystało się z profitów, pełniło zaszczytne funkcje. Związek jest niedobry, bo usprawnił obsługę działkowców, zabrał funkcję i prestiż i jeszcze nie pozwolił pobierać pieniędzy według własnego uznania. Tak wygląda „demokracja” według tego rodzaju stowarzyszeń – demokracja jest piękna gdy mogę robić co mi się podoba – demokracja jest zła, gdy chcą mnie skontrolować i każą podporządkować się decyzjom legalnych organów. Wówczas wprowadza się własną „demokrację”, aby nadal samemu się rządzić i głośno krzyczeć, że to w imię walki o wolność działkowców. Czy na tym ma polegać ta wolność? Jakoś sąd był innego zdania i nie uznał by wolność polegała na gospodarce prowadzonej przez W. Czaplickiego.
Teraz jest sam sobie szefem, ale wrogość wobec PZD pozostała, bo był zmuszony oddać co do grosza wszystko co pobrał niezgodnie z prawem. Jednak to wcale nie przeszkadza, by gazeta, która w każdej sprawie bije na alarm, gdy tylko „coś” jest niemoralne, wykorzystywała osobiste interesy do otwartej walki z milionową organizacją działkowców. Widocznie tylko to jest moralnie słusznie, co „mnie” aktualnie odpowiada, zgodnie z zasadą „wróg mojego wroga jest moim sprzymierzeńcem”.
Pan W. Czaplicki nie kryje, że w pełni popiera wniosek I Prezesa Sądu Najwyższego, aby Trybunał stwierdził niezgodność z konstytucją całej ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych. Tak więc popiera wniosek o pozbawienie działkowców wszystkich praw, jakie zapewnia im ustawa o ROD.
W. Czaplicki zgadza się:
-
na utratę przez działkowca prawa do użytkowanej działki;
-
by działkowcy płacili czynsz dzierżawny i podatki;
-
by utracili prawo własności do naniesień i nasadzeń, a więc ich majątku na działce;
-
na zniesienie ograniczeń w likwidacji ROD, a co za tym idzie pełną dowolność i brak jakiegokolwiek odszkodowania dla działkowca, nawet nie wspominając o terenie zastępczym;
-
na pełne podporządkowanie ogrodów administracji terenowej i utratę samorządności.
Czy rzeczywiście nie zdaje sobie sprawy z tego, że sam też straci wszystko? Że straci milion polskich rodzin? Co i kogo jeszcze są w stanie poświęcić tacy ludzie w imię swoich prywatnych, małych interesów?
MP